Leży chałupa na prawym boku,<br><br>Oknem zagląda pomiędzy chmury,<br>Do Boga sięga ponad lazury,<br><br>Za nową nogę mówi pacierze:<br>"Zmiłuj się, Boże, niech tak nie leżę,<br><br>Jestem chałupą, nie żadnym sprzętem,<br>Zmiłuj się, Boże, w swem sercu świętem!"<br><br>Bóg snać wysłuchał tej jej modlitwy,<br>Wręcz ją doleciał tętent gonitwy,<br><br>Coś biegnie do niej poprzez rozłogi,<br>Patrzy z podziwem: nic - tylko nogi,<br><br>Podbiegły do niej z dziwnym pośpiechem,<br>Jak gdyby własnem strwożone echem:<br><br>"Wstawaj, chałupo, bo czas nam w drogę,<br>Przypasuj jedną i drugą nogę,<br><br>Kochanek na cię czeka za borem,<br>Kazał nam wrócić dziś przed wieczorem."<br><br>Chałupa chciwie skrzypnęła strzechą,<br>Do