wątek o podobnym sensie, to dokonywana przez Berenta śmiała krytyka pozytywistycznego postępowiczostwa, które rozszerza on zaskakująco na nietzscheańską koncepcję hodowli nadczłowieka. Zbiegają się tu, jak myślę, dwa doświadczenia: po pierwsze, specyficzne przeżycie kryzysu polskiego pozytywizmu, po drugie, wpływ własnego wykształcenia. W pewnym miejscu tekstu Berent ma taki swój występ jako biolog. W każdym razie stawia na te zewnętrznie nie dostrzegalne procesy w łonie rozwoju społecznego, które niekoniecznie pokrywają się z ukierunkowaniem współczesnych przeobrażeń cywilizacyjnych i kulturowych; mówi o zjawiskach "descendencji", opisuje jakieś - powiedzielibyśmy - alienacje, zauważa, że coś się nieprzewidywalnie wyodrębnia; pojawiają się przykłady "skrajnego indywidualizmu" i inne. W świetle wywodów Berenta