na morzu. Nie pamiętam, czy byłem w łódce, czy w samej wodzie, ale nie czułem wody, widziałem tylko dookoła siebie białe grzywy morskich fal gonionych łagodną bryzą. Przypatrywałem się dokładniej kształtom tych grzyw i powoli, to tu, to tam pojawiała się jakaś część dziewczęcej, bieluchnej garderoby. A to jakiś koronkowy biustonosz, a to koronkowe majtki, a to halka z koronkowym wykończeniem; wreszcie zwidy przybrały coraz konkretniejszą i atrakcyjniejszą formę. W pewnym momencie, nie miałem wątpliwości, na grzbiecie fali leżała dziewczyna, twarzą zwrócona nie w moją stronę, ale wiedziałem dokładnie, że to nie topielec - po prostu na fali jest dziewczyna, młoda, zgrabna