Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
dobiegały końca. Matka co chwila zaglądała do szaf i do komody sprawdzając, czy czegoś nie zapomniała; otwierała zamknięty już kosz i dokładała coraz to nowe drobiazgi, opróżniała zapakowany już kufer szukając na jego dnie kluczyków od kosza, gubiła binokle i wykonywała mnóstwo potrzebnych i niepotrzebnych czynności.

Panna Kazimiera snuła się blada i zamyślona. Uważnie ją obserwowałem i wybiegałem za nią, ilekroć zdawało mi się, że zamierza pójść do ogrodu. Krysia przesiadywała na "wielkim kamieniu" i spoglądała w martwe okna Jurczenków, układała swoje wstążki, opowiadała mi o Warszawie niestworzone, zmyślone na poczekaniu rzeczy.

- W Warszawie po ulicy chodzą wielbłądy i gryzą.

Albo
dobiegały końca. Matka co chwila zaglądała do szaf i do komody sprawdzając, czy czegoś nie zapomniała; otwierała zamknięty już kosz i dokładała coraz to nowe drobiazgi, opróżniała zapakowany już kufer szukając na jego dnie kluczyków od kosza, gubiła binokle i wykonywała mnóstwo potrzebnych i niepotrzebnych czynności.<br><br>Panna Kazimiera snuła się blada i zamyślona. Uważnie ją obserwowałem i wybiegałem za nią, ilekroć zdawało mi się, że zamierza pójść do ogrodu. Krysia przesiadywała na "wielkim kamieniu" i spoglądała w martwe okna Jurczenków, układała swoje wstążki, opowiadała mi o Warszawie niestworzone, zmyślone na poczekaniu rzeczy.<br><br>- W Warszawie po ulicy chodzą wielbłądy i gryzą.<br><br>Albo
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego