Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Podhalański
Nr: 44
Miejsce wydania: Zakopane
Rok: 1999
siedzieć. Nic. Nie odrywam jednak lornetki od oczu. Widzę, że coś się rusza - wreszcie bóbr zaczyna wędrować. Za chwilę dobiega nas odgłos charakterystycznego chrobotania. Nasz bóbr spokojnie zgryza sobie przybrzeżne gałązki. Zresztą już wcześniej widzieliśmy po tamtej stronie liczne nadgryzione wierzbowe pnie. Teraz słyszymy, jak to się odbywa. Zaraz jednak bóbr zanurza się w wodę, ciągnąc za sobą gałąź. Płynie dalej wzdłuż brzegu, by zniknąć nam z pola widzenia pod konarami przybrzeżnych drzew. W tym samym momencie gdy tracimy go z oczu, słychać plusk jakieś dwadzieścia, trzydzieści metrów na prawo. To niemożliwe, by w tym czasie nasz bóbr przepłynął tak daleko
siedzieć. Nic. Nie odrywam jednak lornetki od oczu. Widzę, że coś się rusza - wreszcie bóbr zaczyna wędrować. Za chwilę dobiega nas odgłos charakterystycznego chrobotania. Nasz bóbr spokojnie zgryza sobie przybrzeżne gałązki. Zresztą już wcześniej widzieliśmy po tamtej stronie liczne nadgryzione wierzbowe pnie. Teraz słyszymy, jak to się odbywa. Zaraz jednak bóbr zanurza się w wodę, ciągnąc za sobą gałąź. Płynie dalej wzdłuż brzegu, by zniknąć nam z pola widzenia pod konarami przybrzeżnych drzew. W tym samym momencie gdy tracimy go z oczu, słychać plusk jakieś dwadzieścia, trzydzieści metrów na prawo. To niemożliwe, by w tym czasie nasz bóbr przepłynął tak daleko
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego