po latach. Zaciskając ręce, rwącym się głosem wymieniała nazwiska, a urzędniczka w mundurze bez pośpiechu sprawdzała w rejestrach. Nie znalazła ani męża Jaśki, ani Ziuty. Upierała się, aby sprawdzić jeszcze raz, sylabizowała imiona i nazwiska.<br>- Jak to nie figuruje? Niemożliwe!<br>- Taż możliwe, proszęż pani. Miarkui pani, że sprawdziła ja dokumentnie, bodaj tutejszych, taż ewidencję podchorążówki w Szachrisjabz, taż całe nasze wojsko, co stacjonuje w Bucharze, Guzar, Samarkandzie i gdzie bądź - spojrzała na przygnębioną Zosię, pełna współczucia i dobrej woli. - Taż to jedyni pani krewniacy? Poszukać by kogo jeszcze?<br>Stach, pomyślała, i wymieniła jego nazwisko.<br>- Jest, chaliera! - ucieszyła się urzędniczka wyłowiwszy go