błahe, z dawna już wprowadzone i przyjęte. W ten sposób zadowalał petentki, czym sobie sam szkodził, ponieważ już z nikim nie chciały mówić, tylko z prezesem, aby usłyszeć od niego, że ich kłopoty są poważne i dołoży wszelkich starań, aby je pozytywnie rozstrzygnąć. Zygmunt zawsze odnosił się do tych żałosnych bolączek pesymistycznie i dlatego nie zdobył sobie serc starszych pań na Krupniczej.<br>Lubił chodzić własnymi drogami. Miał rozlicznych kumpli różnej proweniencji i czasem znikał na kilka dni, nie uprzedziwszy nikogo, że będzie nieobecny. Wtedy wszystkie sprawy spadały na mnie, a ja bezradnie rozkładałem ręce. Potem Zygmunt przepraszał, zabierał się gorliwie do