Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
zielsku i runąłem w pokrzywy. Poczułem piekący ból na policzkach. Zacząłem krzyczeć. Próbowałem wstać, ale każde poruszenie przysparzało mi oparzeń.

Panna Kazimiera usłyszała krzyk, podbiegła i wyciągnęła mnie z pokrzyw. Oboje spoglądaliśmy na siebie z przerażeniem. Dopiero gdy panna Kazimiera wzięła mnie na ręce, wybuchnąłem płaczem, nie tyle może z bólu, ile z urazy do niej, że zadaje się z Alioszą, z tym Alioszą, który niedawno mnie pobił. Biegła ścieżką pomiędzy lipami unosząc mnie z sobą i usiłując uspokoić bezładnie wyrzucanymi słowami.

- Nie płacz, Adasiu... Błagam cię, nie płacz... Nikomu nie powiem... No, cicho... Nie boli już, prawda? Nie płacz, nie
zielsku i runąłem w pokrzywy. Poczułem piekący ból na policzkach. Zacząłem krzyczeć. Próbowałem wstać, ale każde poruszenie przysparzało mi oparzeń.<br><br>Panna Kazimiera usłyszała krzyk, podbiegła i wyciągnęła mnie z pokrzyw. Oboje spoglądaliśmy na siebie z przerażeniem. Dopiero gdy panna Kazimiera wzięła mnie na ręce, wybuchnąłem płaczem, nie tyle może z bólu, ile z urazy do niej, że zadaje się z Alioszą, z tym Alioszą, który niedawno mnie pobił. Biegła ścieżką pomiędzy lipami unosząc mnie z sobą i usiłując uspokoić bezładnie wyrzucanymi słowami.<br><br>- Nie płacz, Adasiu... Błagam cię, nie płacz... Nikomu nie powiem... No, cicho... Nie boli już, prawda? Nie płacz, nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego