Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
spojrzała na mnie i rzuciła przez zęby:

- Zaczekaj, ja ci jeszeze pokażę, smarkaczu... - po czym odwróciła się do ściany i natychmiast zasnęła.

Ojciee pomógł mi zasznurować buciki i niebawem, stąpając na palcach, opuściliśmy nasz mały domek. Śnieg walił dużymi płatami, droga do furtki była zasypana. Szliśmy przez ogród, na przełaj, brnąc po kolana w śniegu, aby nas nikt nie zobaczył przez okna z domu Stiebłowów, gdzie przygotowywano dla nas śniadanie.

- Tekla da nam herbaty - rzekł ojciec.

Ruszyliśmy znanymi dobrze torami w kierunku depo, minęliśmy obrotnicę i slcręciliśmy w prawo, gdzie w odległości kilkudziesięciu sążni stał murowany budynek. Na dale była kuźnia
spojrzała na mnie i rzuciła przez zęby:<br><br>- Zaczekaj, ja ci jeszeze pokażę, smarkaczu... - po czym odwróciła się do ściany i natychmiast zasnęła.<br><br>Ojciee pomógł mi zasznurować buciki i niebawem, stąpając na palcach, opuściliśmy nasz mały domek. Śnieg walił dużymi płatami, droga do furtki była zasypana. Szliśmy przez ogród, na przełaj, brnąc po kolana w śniegu, aby nas nikt nie zobaczył przez okna z domu Stiebłowów, gdzie przygotowywano dla nas śniadanie.<br><br>- Tekla da nam herbaty - rzekł ojciec.<br><br>Ruszyliśmy znanymi dobrze torami w kierunku depo, minęliśmy obrotnicę i slcręciliśmy w prawo, gdzie w odległości kilkudziesięciu sążni stał murowany budynek. Na dale była kuźnia
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego