te plagi</><br>Dzisiaj trochę apokaliptycznie. Deszcz, mróz, śnieg - w naszym umiarkowanym klimacie niby rzecz normalna, ale nic bardziej mylnego.<br>Bo w Warszawie słowo pogoda znaczy tyle co plaga - trochę podobna do tych ze starożytnego Egiptu, z tym że bardziej mokra, zimna i zostawiająca paskudne plamy na spodniach. I myślę sobie, brodząc po kostki w błocie, czym warszawiacy zasłużyli sobie na takie fatum i... chyba już wiem! Otóż nie zasłużyli sobie niczym, tylko nie zauważyliśmy czwartej, najgorszej z tych wszystkich katastrof - urzędników. Bo to, co robią, to działanie z premedytacją, a nawet krzyknę: Sabotaż! Bo jak to zrozumieć - co roku mamy zimę