się koło mnie, spytał o coś i nagle zobaczył Pawlika, i zrozumiał, co się stało. Wziął mnie na ręce i pobiegł z powrotem na plebanię, ale szybko się zmęczył, więc zostawił mnie na ścieżce i dalej potruchtał już sam, do telefonu, wezwać pomoc, a ja wróciłam i znowu kucnęłam w bruździe, tam gdzie przedtem, i czekałam w tej obłędnej ciszy.<br>Zaraz potem przyjechało pogotowie. Warszawa kombi z migającym niebieskim kogutem mozolnie <page nr=88> pięła się ścieżka od głównej drogi, podskakiwała na wertepach i grzęzła w koleinach, ale w końcu dojechała. Zabrali Pawlika, a ksiądz zabrał mnie i zaprowadził do gospodarzy, u których mieszkałam