ówdzie grupki zaspanych gości, którzy dobudzali się pierwszymi klinami przed witryną nocnego sklepu, w bramach, na ławkach i przejściach między domami. Zatorze było w tym względzie rezerwatem starych okazów. Owszem, można było od czasu do czasu zobaczyć dresiarza - jednak tacy zaludniali przede wszystkim nowe dzielnice. Patrolując blokowe uliczki w lśniących brykach z basem techno, przypominali jakieś futurystyczne stwory z innej planety. Tutaj - klasyczna recydywa, kieszonkowcy, nożownicy, pijaczki, bezrobotni, przekrętasy na garnuszku starych matek-emerytek. Znał prawie wszystkich, jednak jego pasywna obecność w tym świecie czyniła go potencjalną ofiarą przypadkowej zadymy albo równie fatalnej pomyłki. Nie trzeba kusić losu.<br>Zygmunt minął gmach