Szczęsnego uderzenie w brzuch. Coś go uderzyło i zapłakało. Chciał krzyknąć, ale poczuł w ustach ziemię. Ziemia sypała się z góry i w "arce" się kotłowało. Korbal klął i kopał na wszystkie strony. Ludzie podnosili się, wpadali na siebie i znów się walili, i tylko Fejgi głos w tym kołomęcie brzmiał spokojnie: <page nr=65> <br>- Już, już, panie Korbal, już jest dobrze!<br>A jak miało być dobrze, kiedy ziemia się obsunęła i cała rodzina Lubartów wpadła im do "arki"?<br>Korbal krzyczał, żeby się wynosili, póki dobry, ale to było takie sobie gadanie. Nie wyrzuci przecież na dwór, kiedy leje jak z cebra.<br>Nareszcie wszyscy