swoje, bo spacery robiły się z czasem coraz krótsze, po zawęźlającym się, jak pętla, kole. Wkrótce musieli zawracać jeszcze przed mostkiem, tak że nie dochodzili nawet do pergoli, wcześniej wyznaczającej dopiero półmetek. Nie rozumiała dlaczego. Szczekała, aportowała samopas patyki, już wcale nie rzucane, jakby potrzebowała chrustu na zimę albo może budulca na leże.<br>Zaczęłam przeglądać i segregować papiery. Ostatnie, już nie rozcięte koperty. Niewczesne zaproszenia na obchody, których nie zaszczyci swoją obecnością, z małżonką. Na rauty z opuszczonym toastem. Spotkania rady nadzorczej. Walne spirytystyczne zgromadzenia. Prezesi i ambasadorowie będą go czcić minutą ciszy wśród paplaniny. Nie wygłosi od dawna zapowiadanego wykładu