gwiazdach nad Wigrami, ostatniej książce Stasiuka, zachodach słońca w Dębkach, starych balladach Cohena, wędrówce na Kopę Magury i całej masie innych spraw, o których nie dane nam było rozmawiać następnego dnia. Ani nigdy potem. Następnego dnia rozpoczął się bowiem czas myśliwego. Nie rzuciłem słów na wiatr, o nie. Wpadłem jak burza do firmy, gdzie miałem etat, by za dwie godziny przemieścić się do firmy, gdzie miałem drugi etat. Stamtąd załatwiałem telefony dotyczące interesów firmy, gdzie miałem pół etatu oraz tej, w której miałem umowę-zlecenie. Na obiedzie w pubie robiłem szkic dla firmy, w której miałem umowę o dzieło, a po