wtedy ktoś (do tego również nikt się później nie przyznał) dorobił mu klucz do drzwi wejściowych, aby w razie potrzeby mógł opuścić swoje schronienie.<br>W cieplejsze dni wygrzebywał się ze swojej nory i szedł "do pracy", czyli na obchód okolicznych śmietników, krzaków i ławek w poszukiwaniu użytecznych przedmiotów i pustych butelek, które potem gdzieś sprzedawał. Czasami znikał na kilka dni, a gdy wracał, sprawiał wrażenie nieco czyściejszego, odświeżonego. Zapytany o to wyjaśnił, że korzysta <q>"z państwowej łazienki"</>, co miało znaczyć, że po prostu idzie do schroniska dla bezdomnych, żeby się wykąpać i podjeść coś ciepłego. Ale propozycję, aby zamieszkał tam na