bibułkę, równał tytoń drewnianymi palcami. Madzia patrzyła w milczeniu, jak mu tym razem idzie nieskładnie, i to było nie do zniesienia.<br>- Połóż się, prześpij, jutro mamy ciężki dzień.<br>Wyszedł na dwór. Władka znalazł dopiero nad Wisłą i odesłał do chałupy, choć była najwyżej dziesiąta.<br>- Chodźmy, Bryluś. Kochasz mnie jednak, zwariowane bydlę, a wiesz, że nie wolno!<br>Krążył dokoła sadu wzdłuż rowu, który był kiedyś głęboki, ale z czasem prawie się całkiem zabliźnił. Pies biegł krawędzią otwartej przestrzeni węsząc obcych od pola i rzeki, a Szczęsny podążał za nim w mroku ostatnich drzew. Zatrzymywał się niekiedy i stał wsparty o pień. Pies