znam, że chyba nigdy nie widziałem tych obrazów, a przynajmniej ich nie kojarzę... Może dlatego... W każdym razie je zobaczyłem. Tak, zdaje się, że zobaczyłem... zwłaszcza twarz Wyspiańskiego. Przez chwilę rdzawa ściana skupiła się i pokazała mi ją. Żeby być ścisłym, nie był to żaden omam wzrokowy ani halucynacja. To było coś - jak wiedza. Głębokie przekonanie, pewność... istnienia tego płótna z wymalowanymi oczami, ze spojrzeniem, rudą brodą, ustami... jak istnienie tego, kto go namalował. Miał tego Wyspiańskiego, był jego powiernikiem i właścicielem.<br> <page nr=51><br> Kiedy chodził po pokojach, przystawał, patrzył długo... tak jak ja wielokrotnie patrzyłem na Dziewczynkę z białym kołnierzykiem Makowskiego... Myślał