posokę z białych cętek. Dalej nieco blednących, a jeszcze dalej kontury gubiły, miękły. Plamy, odbicia, głosy, poszepty, chrzęsty, smugi latające, strugi pływające. Na moment przebił się dach albo całe drzewo, albo sama korona czy pień. Śniegu szybko przybywało, zgęstniał, przerodził się w ciężki, przykry, packowaty, taki łamie gałęzie.<br>- Zasypie nas, całkiem zasypie - jak dziecko poskarżyła się Róża.<br>- I chwała Bogu - wyszeptał i pchnął furtkę z całej siły. <br><br>Nocą cicho, wojna przymilkła, tak cicho, że obolały i zaśnieżony świat podkradł się pod okna. Podszedł jak zwykle, zaciekawiony, troszkę senny i wymęczony. Śnieg się urwał, niebo wyczyściło. Towarowy pociąg, można było to rozeznać