Typ tekstu: Książka
Autor: Krawczyk Piotr
Tytuł: Plamka światła
Rok: 1997
Zresztą głowę zawsze miał w
chmurach. A ja się ciągle jeszcze łudziłam, wysyłałam mu te moje
nieporadne, beznadziejne sygnały. Ale kiedy raz zobaczyłam znad
pełgających płomyków jego oczy, wpatrzone bez reszty w Ewę, wtedy
zrozumiałam. Nie miałam czego tam szukać.
Wszystko było smutne, ale i takie piękne.
I kiedy mnie całował tamtej niesamowitej nocy, w ciemnościach,
myślałam przecież, że umrę. Pamiętam te ciemności. Przez szpary w
drewnianych okiennicach widać było jedynie rozświetlone w oddali
okienka stryszków. Kominy i anteny ginęły w mrokach nocy. Połyskiwały
tylko gdzieniegdzie skłony dachów, odbijało się w nich światło z okien.
I widać było gwiazdy. I złocisty
Zresztą głowę zawsze miał w<br>chmurach. A ja się ciągle jeszcze łudziłam, wysyłałam mu te moje<br>nieporadne, beznadziejne sygnały. Ale kiedy raz zobaczyłam znad<br>pełgających płomyków jego oczy, wpatrzone bez reszty w Ewę, wtedy<br>zrozumiałam. Nie miałam czego tam szukać.<br> Wszystko było smutne, ale i takie piękne.<br> I kiedy mnie całował tamtej niesamowitej nocy, w ciemnościach,<br>myślałam przecież, że umrę. Pamiętam te ciemności. Przez szpary w<br>drewnianych okiennicach widać było jedynie rozświetlone w oddali<br>okienka stryszków. Kominy i anteny ginęły w mrokach nocy. Połyskiwały<br>tylko gdzieniegdzie skłony dachów, odbijało się w nich światło z okien.<br>I widać było gwiazdy. I złocisty
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego