mojego dowcipu".<br>Poza momentami bezpośredniej czułości można powiedzieć, że z Ludką wręcz nie lubiliśmy się. Działaliśmy sobie na nerwy i prowadziliśmy ustawiczną walkę. Jeżeli nie rozchodziliśmy się, jeżeli coś nas trzymało przy sobie, to nie miłość chyba, a właśnie ta walka. Zwalczaliśmy w sobie wzajemnie wszystko. Światopogląd, wrodzone i nabyte cechy charakteru, gusty i przekonania. To współżycie stawało się piekłem, ale oderwać się od siebie nie <page nr=112> można było. Czasem Ludka poważniała niespodziewanie i odsuwała się ode mnie. Było to jednak odsuwanie, nie zerwanie. Traktowała mnie wtedy tak, jak innych bywalców natolskich wieczorów. I stawaliśmy się dla siebie uprzejmi, mili, łagodni. Bywało to