Miał nikłą nadzieję, że nie zauważyła <br>plunięcia.<br>- Mnie nie szkodzi - odpowiedziała lekko. Mówiła <br>o słońcu, to jasne. - Zamyśliłam się. <br>Przepraszam, że czekałeś.<br>Zmieszany niedorzecznie, jak chyba nigdy w życiu, podrzucił <br>ramię w górę i odpowiedział coś bez sensu.<br>Milczeli aż do drogi.<br>- To tutaj - stanęła przed żelazną <br>kratą furty w ceglastym murze.<br>Patrzył zaskoczony, jak wspina się na palce, sięga ręką <br>za pręty, przesuwa dłonią po cegłach od wewnętrznej <br>strony. Ceglany chrobot, trochę skruszałego wapna na szerokim <br>liściu babki, dłoń wróciła z dużym płaskim <br>kluczem, zardzewiały zgrzyt zamka i potężny piskliwy <br>nie oliwionych zawiasów. Droga do proboszczowego sadu stoi przed <br>nimi