co zawsze: niewygodę i dyskomfort. Może przeczuwałem, że nawet tam, na tym szerokim gościńcu wiodącym na zatracenie, nie czeka na mnie żadna rozkosz, tylko wciąż będzie niewygodnie, wciąż będzie swędzieć, wciąż będę najmniejszy, najmniej zgrabny, najbardziej żałosny...<br>Fraszak coraz bardziej daje się wciągnąć sztuczkom oswajającym z wodą. Przestaje się kulić, chlapie się już z tłuściutkim sąsiadem i choć dygoce z zimna, na jego sinych prawie ustach pojawia się uśmiech.<br> A jeśli - zaczynam się obawiać - nasze wspaniałe czasy, te wszystkie odżywki, to lepsze niż w latach sześćdziesiątych jedzenie, pchną go nagle, powiedzmy, już w gimnazjum, do ligi szkolnych liderów, jeśli już wtedy