Cóż, że sierżant Brzozowski, rozsiekany na śmierć, zginął. Że sierżantowi Andruszkowowi ustrzeliły maszynę, a sierżant z niej wyskoczył. (Skacząc zaś zawisnął w powietrzu na przewodzie radiowym i tak, szkaradnie ciągnięty za głowę, poleciał kilometr za spadającym Hurricanem, zanim się nie oswobodził zerwaniem kominiarki z głowy). Cóż, że porucznika Fericia opadła chmara Messerschmittów 110. W walce kołowej Ferić zwalił jednego z nich, potem z podziurawionym samolotem czmychnął do chmur. Zleciały się Messerschmitty, zleciały się ze wszystkich stron. Lecz losu już nie odmieniły. Lecz bombowców od zagłady nie uchroniły.<br><br>Nadlatujące jednocześnie Hurricany i Spitfiry spełniły swój obowiązek do ostatka, do cna. A między