kobietę topili". <br>A ten drągal do swoich: <br>- Rebiata, trza krzesła poodsuwać... - Do wiernych twarz swoją zwróci. <br>- My bardzo przepraszamy, ale mojej babci młodziutki kanarek uciekł. On ledwie podfrunie, przeważnie na piechotę... a że babcia pobożna, on tu na pewno za nią przydreptał. <br>Hans oczom nie wierzy, bo kościelny podszedł do chuligana i. . . rękę mu podał! Dziwne, bo tamten do swoich: <br>- Chodźta, chłopy, informację poufną otrzymałem od sługi kościelnego, że kanarciu nie tu, a u Franca, w Gasthauzie... Cni mu się. Tam go złapiema... Za mną! <br>Hans nie pojął dyskursu tego arcykapłana, ale widzi że gówniarze ucichli i wychodzą! I słyszy, jak