zdyszana jak sprinter, zwycięska <br>konwersacja. Razem z nią idą <br>cienie, chimery, nie wypłacone sny, <br>pierwszy pocałunek z wielką <br>cyfrą 1 przecinającą niebo, <br>szkolny bal, śmieszne melodie, <br>You are my destiny, i rzeczywiście, <br>to co się stało, łudząco przypomina <br>przeznaczenie, te same oczy, taki <br>sam nos, tylko zupełnie inne <br>znaczenie. Ulicą ciągną pochody <br>pod coraz to inną flagą, <br>w mieszkaniach mężowie mordują <br>młodość swych żon; na schodach, <br>w półmroku, wśród półotwartych <br>okien, przeciągów, połowicznych <br>poręczy, na półpiętrach, rozciąga <br>się inna sfera. Mrok to <br>po prostu brak światła, ciemny <br>cień, zmięty papier, szara <br>szarość, czarna biel, martwy <br>karmin. Mrok ośmiela myszy, muchy <br>i