mnie ważna rzecz, ponieważ chciałem wiedzieć, jak naprawdę nazywają się moi podopieczni. Przewertowałem cały klucz, gatunek po gatunku, opis po opisie, i ku wielkiej rozterce nie mogłem zidentyfikować moich stworzonek. Bo albo były kilkakrotnie większe niż dopuszczał opis w kluczu, albo ilość rzęsek się nie zgadzała, albo ilość i kształt ciałek zieleni był nie ten. Wertowałem klucz bez końca; sprawa nazw łacińskich przybrała rozmiary obsesji. Imiona własne, wymyślone i nadane im przeze mnie, pieszczotliwe wprawdzie, wydawały się teraz nieprawdziwe, obrażały wręcz osobowość moich podopiecznych. Stało się sprawą wręcz biologicznej kurtuazji, by znaleźć ich prawdziwe nazwy. <br>Wypunktowałem starannie wszystkie cechy niezgodne z kluczem