Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
najwyżej można spaść...
I widzi pan, tyle pan wojował bez ani jednej blizny, a ten nasz czołgista, ten się nacierpiał, szkoda gadać...
Wtenczas orla głowa wykonała gwałtowny ruch, jak uderzenie dziobem, i zaskrzeczała z irytacji: - Czołgista!, akurat!
Taki sam z niego czołgista, jak z pana cichociemny!
A może pan jest cichociemny w rzeczy samej, co? - spytał z przekąsem.
- Za młody byłem...
I myślę, że wcale nie taki odważny.
- No, dobrze, że się pan uczciwie przyznaje...
Wie pan, skąd on ma te blizny?
Ten cały Felek?
Sam pociął się żyletką.
Nie zauważył pan, jak równo one biegną, te cięcia, jedno pod drugim
najwyżej można spaść...<br>I widzi pan, tyle pan wojował bez ani jednej blizny, a ten nasz czołgista, ten się nacierpiał, szkoda gadać...<br>Wtenczas orla głowa wykonała gwałtowny ruch, jak uderzenie dziobem, i zaskrzeczała z irytacji: - Czołgista!, akurat!<br>Taki sam z niego czołgista, jak z pana cichociemny!<br>A może pan jest cichociemny w rzeczy samej, co? - spytał z przekąsem.<br>- Za młody byłem...<br>I myślę, że wcale nie taki odważny.<br>- No, dobrze, że się pan uczciwie przyznaje...<br>Wie pan, skąd on ma te blizny?<br>Ten cały Felek?<br>Sam pociął się żyletką.<br>Nie zauważył pan, jak równo one biegną, te cięcia, jedno pod drugim
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego