Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
głową, ale nic nie powiedział. Gdy wychodziłem, westchnął tylko i powtórzył raz jeszcze:

- Co mi jest... Co mi jest... Słaby jestem...

Od wuja Benedykta przyszedł list, w którym pisał, że nie ma zamiaru zatrzymywać ojca wbrew jego woli, że chciał mu przyjść z pomacą, ale skoro "niemiła księdzu ofiara, pójdź, cielę, do domu".

Gdy wyjeżdżaliśmy z Lublina, stary Franciszek siedział skulony na ławeczce przed bramą i grzał się na słońcu. Czuł się trochę lepiej, ale jakoś zmalał, skurczył się i twarz porośnięta szczeciną przybrała barwę cytryny.

- Dzionek jak skowronek... - powiedział cichym głosem, gdy wsiadaliśmy do dorożki, po czym przymknął oczy i
głową, ale nic nie powiedział. Gdy wychodziłem, westchnął tylko i powtórzył raz jeszcze:<br><br>- Co mi jest... Co mi jest... Słaby jestem...<br><br>Od wuja Benedykta przyszedł list, w którym pisał, że nie ma zamiaru zatrzymywać ojca wbrew jego woli, że chciał mu przyjść z pomacą, ale skoro "niemiła księdzu ofiara, pójdź, cielę, do domu".<br><br>Gdy wyjeżdżaliśmy z Lublina, stary Franciszek siedział skulony na ławeczce przed bramą i grzał się na słońcu. Czuł się trochę lepiej, ale jakoś zmalał, skurczył się i twarz porośnięta szczeciną przybrała barwę cytryny.<br><br>- Dzionek jak skowronek... - powiedział cichym głosem, gdy wsiadaliśmy do dorożki, po czym przymknął oczy i
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego