Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
faliste linie, jakieś koła, zygzaki. Budził się i co jakiś czas zapadał w otępienie. Próbował na boku, na wznak, nie pomagało.
Zszarzały, wymięty na twarzy Jassmont popijał łykami bawarkę. Był rozkojarzony i rozlewał. Starał się nie patrzeć w oczy milczącej Róży. Mimo swego stanu czuł , że dom powoli się rozgrzewa, ciepła przybywało. - Sama napaliłaś? Brawo - zapytał, gdyż w końcu musiał się odezwać. Milczenie stawało się nie do zniesienia. Było mu wstyd, stary chłop, intelektualista, a schlał się jak pospolity mużyk.
- Nie ja, Konstanty, zaszedł z samego rana, napalił, nawiózł wody, wyniósł nieczystości. Przyniósł chleb, mleko i tę gomółkę koziego sera z
faliste linie, jakieś koła, zygzaki. Budził się i co jakiś czas zapadał w otępienie. Próbował na boku, na wznak, nie pomagało. <br>Zszarzały, wymięty na twarzy Jassmont popijał łykami bawarkę. Był rozkojarzony i rozlewał. Starał się nie patrzeć w oczy milczącej Róży. Mimo swego stanu czuł , że dom powoli się rozgrzewa, ciepła przybywało. - Sama napaliłaś? Brawo - zapytał, gdyż w końcu musiał się odezwać. Milczenie stawało się nie do zniesienia. Było mu wstyd, stary chłop, intelektualista, a schlał się jak pospolity mużyk.<br>- Nie ja, Konstanty, zaszedł z samego rana, napalił, nawiózł wody, wyniósł nieczystości. Przyniósł chleb, mleko i tę gomółkę koziego sera z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego