niżej podpisany. Start z Warszawy, dziewięciogodzinne perturbacje na granicy ze Słowacją, nawet grypa Janki, która ponoć w każdy konwój rusza nafaszerowana antybiotykami: wszystko zaczynało się tak samo jak zwykle. Jeszcze w Polsce, w Skomielnej, odwiedzamy kierowcę, który został ranny podczas drugiego konwoju (nasz jest - uwaga - trzynasty). Pocisk ze zmiennym środkiem ciężkości trafił go w okolicy łokcia i narobił spustoszeń aż po palce. Miał szczęście - pierwszą operację przeprowadzali Amerykanie w szpitalu w Sarajewie, druga odbyła się we Francji. Dziś, po ponad roku, powoli odzyskuje władzę w dłoni. Kierowcą już nie będzie, ale ręka sprawna jest na tyle, że może rzeźbić ludowe świątki