mokrych dachach, westchnął i stał tak z chustką w ręku, namyślając się, gdzie skierować swe kroki. "Mógłbym pójść do ciotki, ale, Boże! Ten cuchnący, parterowy pokój z ich czworgiem po moim zakopiańskim komforcie, nie, to nie dla mnie - a przy tym chciałbym trochę pracować, cóż robić, u diabła, wynająć jakąś ciupkę i płacić sześćdziesiąt złotych to też nie interes". Zakłopotany był, co mu nie przeszkadzało patrzeć wesoło na ludzi. Odmówił tragarzowi ruchem głowy, jak gdyby chciał się usprawiedliwić, że stoi tak tutaj z tymi walizkami, schował chustkę do kieszeni, gwiżdżąc cichutko. "Tak, nie ma rady, trzeba pójść do Zygmunta, bo o