telefonie. <br>- Niestety, Eminencjo... tak, zawał... Tym razem definitywny. Cud, że ksiądz proboszcz dożył tak sędziwych lat... Ależ, Eminencjo, to mój zwykły obowiązek... Z głębokim szacunkiem. - I odłoży słuchawkę. Teraz zaciąga zamek błyskawiczny swej torby. <br>Hans podszedł i pozdrowił go skinieniem głowy. Stanął przed nieboszczykiem i splótł ręce jak rano na cmentarzu. Żadnej myśli w głowie, tylko to zamilknięcie w obliczu kogoś, kto przestał być. Cofnął się. "Nie, to niemożliwe!" Spojrzał tak wymownie na doktora, że tamten potrząsnął raz i dwa głową, tyle że tyle, nade brwiami. Od nieboszczyka jechało wódą! <br>Cofnął się i podszedł do okna. Doktor wyciągnął doń rękę. <br>- Krewny