w drugi wąwóz. Po paru krokach tu także zatrzymała ich pionowa, najeżona plątaniną korzeni ściana. <br>- Niech to diabli porwą - sapnął Szarlej, zawracając. - Nie rozumiem... <br>- A ja - jęknął Reynevan - boję się, że tak... <br>- Nie ma wyjścia - warknął demeryt, gdy po raz kolejny utknęli w ślepym zaułku. - Musimy zawrócić i przejść przez cmentarzysko. Szybko, Reinmarze. Raz, dwa. <br>- Poczekaj - Reynevan schylił się, rozejrzał, szukając ziół. - Jest inny sposób... <br>- Teraz? - przerwał ostro Szarlej. - Dopiero teraz? Teraz nie ma czasu! <br>Nad lasem przeleciała z gwizdem następna czerepia kometa i Reynevan natychmiast zgodził się z demerytem. Poszli przez zwałowisko kości. Koń chrapał, szarpał łbem, płoszył się, Reynevan