się stać w miejscu i czekać na niego. Biajgo wciąż niezwykle skrupulatnie, centymetr po centymetrze, obmacywał wzrokiem rozległy horyzont. i ta aż bolesna skrupulatność przyniosła mu wreszcie tak długo oczekiwany, zamierzony efekt. Na moment dostrzegł pod sobą w wodnej kipieli dwa, trochę większe od naszych, szare kutry, których sylwetki wyskakiwały co chwila nad horyzont, płynąc równolegle do polskiego zespołu, po czym gwałtownie zapadały się w dół. Maskująca ich kadłuby barwa gubiła się na tle stalowoszarego, pulsującego falami morza. Biajgo całym wysiłkiem starał, się broń Boże, nie stracić ich z pola widzenia.<br>Niezły kawałek wody dzielił szwedzkie kutry od polskiego zespołu. w pewnym