powtórzył stary.<br>- Znudziło się w rączkę całować, o grosze <br>na papierosy, na piwko prosić. Wynieśli się. Tatę <br>sknerę mieli - prowokował dalej smarkacz, ale głowę <br>miał w bok odwróconą, a plecy skulił, jakby czekał <br>na cios.<br>- To właśnie - rzucił sucho Pażych. - Bezczelnie, <br>głupio mówisz, ale kary czekasz, znaczy - rozumiesz, <br>że pleciesz, co ślina na język przyniesie. Z Domu musisz <br>być, zza miasta. Po pieniądze nie na piwo, nie na papierosy <br>przyszedłeś, a na drogę ci są potrzebne. Uciec chcesz. <br>Posądziłem niesłusznie i obraziłeś się; <br>no racja. Za rękę nie chwyciłem, z domu wygnałem. <br>Zrównaliśmy się zatem. A o tamtych tak więcej nie <br>mów, uderzę. Teraz siedź