była młoda gospodyni. Miłość, która spadła na ich syna traktowali, jako coś w rodzaju dopustu bożego. Gdyby urządzali awantury, gdyby, jak inni wojowali intrygami, kto wie, może doszłoby do tego małżeństwa. I dzisiaj hodowałabym rasowe bydło zamiast pisać pracę doktorską. Ale oni, jak mówiłam, byli przede wszystkim zmartwieni, niepokoili się, co z tego wszystkiego wyniknie, dla mnie, dla gospodarstwa. To mnie otrzeźwiło. Postanowiłam wyjechać. No tak, właściwie uciekam przed miłością, choć tutaj raczej mówią, że dość mam życia na wsi.<br>Chciałabym powiedzieć pani jeszcze tylko jedną rzecz. Ze szkoły odchodzi dotychczasowa kierowniczka. Kilkunastu cenionych we wsi gospodarzy pojechało do Inspektoratu z prośbą, aby