się wytrwać cały tydzień, a nawet i ponad dziesięć dni, potem jednak nadchodziły okresy takiej nadwrażliwości, że pokusy zapewne nie były mniejsze, niż u świętego Antoniego. Z tą różnicą, że św. Antoni w końcu zwyciężał, a Agnus jednak nie. Starał się walczyć ze sobą, gdy dotknął ręką dręczącego go miejsca, cofał ją zaraz po poprawieniu położenia, ale po chwili musiał to powtórzyć, w końcu wchodził na drogę, z której nie było odwrotu, jeszcze próbował się cofnąć, aż wreszcie wykonał o jeden ruch za wiele. To zdarzało się nawet w drodze na ulicy, albo nawet przy stole nad książką, raz nawet przy