a drugim uderzeniem trwa denerwująca cisza: już... już... zdaje się, że przestał bić... lecz jeszcze raz... nie - buuum. Lucjan wtulił głowę w poduszkę, oddychał zapachem swych włosów: pachniały zwyczajnym, żółtym mydłem i skórą. Odwrócił się i spod łokcia spojrzał na studenta. Ciągle się "kształci"; jego wkuwanie się ma w sobie coś przerażająco nudnego, twarz wyraża bezmyślny, chłopski upór i zaciętość. Lucjan odwrócił się do ściany. "Leżę tu jak polano w kamienistym rowie - tępe, powinienem przecie coś robić".<br>Zygmunt wstał od biurka ziewając i przeciągając się:<br>- Lucek, chodź, pójdziemy do "Małej".<br>- Nie, nie idę do tej <orig>smrodziarni</>, wolę tu zostać, idź sam