i wroga tak wykrwawił w walce,<br>że z przodu nawet zwykłym malcom,<br>harcerzom, nawet zuchom zgoła,<br>nie był już zdolny stawić czoła!<br><br>Gdy się pyskówka straszna toczy,<br>siedzi, zakrywszy ręką oczy,<br>to blednąc, to znów płonąc, Tumor.<br>W głowie mu huczy straszny rumor<br>i przyśpieszonym rytmem bije<br>serce. O, Boże, cóż za żmije<br>- szepce do siebie przerażony.<br>Przyszedł tu mile podniecony<br>świetnym zwycięstwem, pełen wiary,<br>że wśród oklasków, dziarskiej wrzawy<br>wybiorą posła i sztandary<br>zdobyczne wyślą do Warszawy.<br><br>Tymczasem sami to widzicie,<br>że się odmiennie toczy życie.<br>Najpierw chciał Tumor poprzeć Fuksa.<br>Myślał: To świetny jest dowódca!<br>Jak bystrze odgadł moje