sobie niby to bezmyślnie z rękami pod głową, z przymkniętymi oczami, a przecież widzi, jak na grzędzie gdaczą spłoszone kury, jak pierzyny same schodzą z żerdek, jak spite spirytusem prosię czmycha do podstawionego parcianego worka, jak trzylatek z białymi pęcinami rży w dworskiej stajni do chroboczących w złodziejskich kieszeniach kostek cukru.<br> To ta skoszona łąka, przepływająca rzeka jest dla Franka Majchra jakby przygrywką, westchnieniem przed nocą.<br> I żeby prawdę rzec, to on wcale nie odpoczywa, nie leży próżnująco.<br> To leżenie podpowiada mu, z którego końca wsi ma wejść do kurnika, do chlewu, do dworskiej stajni.<br> Można przeto rzec, że Franek, leżąc