Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
zaszczekała Nora, a już odpowiadał jej grubym basem brytan sąsiadów, dalej Szarik Łyczewskich, foksterier doktora Rybińskiego, a potem już niby echo odzywały się psy zza rzeki i czujne ucho rozpoznać mogło cienkie, piskliwe ujadanie białego szpica Firków. Pod te psie gawędy zasypiałem, a rano budziły mnie wielogłose szczebioty ptaków.



- Adamczyk, cyt! Ani słowa! - dodała przykładając palec do warg i tym samym palcem posłała mi całusa, ukazując w zalotnym uśmiechu swój krzywy ząbek.

Pomyślałem nie bez żalu, że Polina potrafi w taki sam sposób uśmiechać się do mego ojca, do Tekli, do kiści bzu, do przelatującej pszczoły... Po prostu nie umiała uśmiechać
zaszczekała Nora, a już odpowiadał jej grubym basem brytan sąsiadów, dalej Szarik Łyczewskich, foksterier doktora Rybińskiego, a potem już niby echo odzywały się psy zza rzeki i czujne ucho rozpoznać mogło cienkie, piskliwe ujadanie białego szpica Firków. Pod te psie gawędy zasypiałem, a rano budziły mnie wielogłose szczebioty ptaków.<br><br>&lt;gap reason="sampling"&gt;<br><br>- Adamczyk, cyt! Ani słowa! - dodała przykładając palec do warg i tym samym palcem posłała mi całusa, ukazując w zalotnym uśmiechu swój krzywy ząbek.<br><br>Pomyślałem nie bez żalu, że Polina potrafi w taki sam sposób uśmiechać się do mego ojca, do Tekli, do kiści bzu, do przelatującej pszczoły... Po prostu nie umiała uśmiechać
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego