sali - czuł go na swej twarzy, na karku, nawet na plecach, nie mógł się go pozbyć - był jak natrętny promień latarki, co oślepia oczy przywykłe do mroku. Wreszcie widząc, że baron kończy jeść leguminę, zbliżył się do niego i z przesadną śmiałością w głosie-jak gdyby chciał spłoszyć niedorzeczną poufałość czającą się w pyzatej twarzy barona - zapytał go o czarną kawę.<br>- O nie, kawy nigdy nie pijam. Chciałem zapłacić i... - tu zniżył głos nadając mu ciepłe, poufne brzmienie - słuchaj, Romciu, tu mam jeszcze wodę, przyniesiesz mi ją do pokoju, co?<br>- Proszę bardzo, a który numer?<br>- Trzydziesty ósmy. I nie pukaj, bo