to nie ich wina... Spojrzała na mnie i mówi, kom mit! SS miało takie swoje budki, żeby odpocząć, ogrzać się, poromansować. Dlaczego nie? SS-manki były dorodne, a SS-mani też świetnie wyglądali w błyszczących cholewach i mundurach przez najlepszych żydowskich krawców skrojonych. Zaprowadziła mnie do takiej budki. Pamiętam piecyk, czajnik, łóżko polowe. Wróciłam na czworakach, cała we krwi. Żadna z dziewczyn nie podeszła do mnie, bo nie wolno było pomagać, mówiły tylko, podnieś się, bo psy cię zjedzą. Codziennie się przynosiło w brezencie rozszarpane ludzkie kawałki, które SS przy bramie liczyło, bo rachunek musiał się zgadzać. W baraku Genia z