i popadła w oszołomienie. Z początku łapczywie chwytała nozdrzami zapach smółki, jak gdyby niepewna, czy on nie zniknie zaraz, na zawsze. Gdy jednak sosny nie przestawały pachnieć, uspokoiła się. Kazała przynosić sobie białe leśne goździki, poziomki, jakieś czerwone i żółte listki, oglądała, wąchała - rozczulona. <br>Szybko jednak oderwała wzrok od tych czarujących szczegółów, oczy jak gdyby oślepły, surowość ściągnęła rysy. <br>- I na co to wszystko? - zawołała. - Przecież to fałsz. <br>Człowiek nie dla dobra i dla piękna stworzony, tylko dla takiego ot, tam - nienawistnie błysnęła oczami w kierunku miasta - dla takiego... chlewa! <br>Obejrzała się na syna, zapytała, sztucznie uśmiechnięta: <br>- A tobie podoba się