której nie ma już literalnie nic, ni zdania wytchnienia, a tylko obłąkane, sadystyczne rojenie jakiegoś dewianta. Ta powieść (?) stanowi dowód i argument, że zwyczajnie nie warto, rozumie Pan, co mam na myśli? Bo tam turpizm, makabra i obscena osiągnęły swoje ostateczne granice i tego się już nie przelicytuje.<br>To był czas, gdy znów wróciła do picia i pijana czytała mi o kimś, kto zabił niemowlę, a jego mózgiem karmił psy. Tam - powtarzam - nie było innych opisów, więc na którejkolwiek stronie byś otworzył... Pytała "poczytać ci na dobranoc?" i śmiała się, bo dla niej to było przeakcentowanie w kierunku parodii. Lecz ja