Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Cosmopolitan
Nr: 6
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
zakupami. - Pośpiesz się, bo za pół godziny musimy być w domu - wołam do niej wskazując na piętrzącą się przed nami malowniczą górską ścianę.
Piątek. Ach, jak cudownie wędrować w garsonce przez ulice i wymachiwać torebką. Wreszcie jestem pewny siebie. Mój chód jest lekki i sprężysty. Gdzieś zniknęło to beznadziejne męskie człapanie w wytartych dżinsach. - Pani artykuł trafił bezbłędnie w gusta naszych czytelniczek - uśmiecha się szeroko naczelna. - Jest w nim jakiś rys męskości, tak potrzebny dzisiejszym kobietom - śmieje się redaktor naczelna.
Sobota. - Znów zostawiłeś okruchy - mówi żona. - Twój ojciec też zawsze zostawiał, nie mówiąc o dziadku, który w dodatku rozsypywał popiół. Wszyscy
zakupami. - Pośpiesz się, bo za pół godziny musimy być w domu - wołam do niej wskazując na piętrzącą się przed nami malowniczą górską ścianę. <br>Piątek. Ach, jak cudownie wędrować w garsonce przez ulice i wymachiwać torebką. Wreszcie jestem pewny siebie. Mój chód jest lekki i sprężysty. Gdzieś &lt;orig&gt;zniknęło&lt;/&gt; to beznadziejne męskie człapanie w wytartych dżinsach. - Pani artykuł trafił bezbłędnie w gusta naszych czytelniczek - uśmiecha się szeroko naczelna. - Jest w nim jakiś rys męskości, tak potrzebny dzisiejszym kobietom - śmieje się redaktor naczelna. <br>Sobota. - Znów zostawiłeś okruchy - mówi żona. - Twój ojciec też zawsze zostawiał, nie mówiąc o dziadku, który w dodatku rozsypywał popiół. Wszyscy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego