był to jeden ze zwykłych roboczych dni chirurga.<br>W taki roboczy dzień chirurg jeździł od domu do domu, z mieszkania do mieszkania, błyskawiczny, kanciasty, ruchliwy. W taki roboczy dzień chirurg Tamten jeździł z opatrunku na konsylium, z konsylium na zabieg chirurgiczny, jeździł w dymie, wichrze i kurzu, rozparty w dorożce, czując, że zamiast grzbietu ma gumowy plaster. Uśmiechał się sztucznie na prawo i na lewo spotkanym na ulicach matkom i ojcom wyratowanych przez niego dzieci, żonom, mężom, braciom i siostrom wyratowanych lub zabitych przez niego pacjentów. W kieszeni chirurga Tamtena leżała dzisiejsza gazeta dużego stołecznego miasta, w której na pierwszej stronie