pod nim węgiełki, jak i przyjemność, jaką sprawia samowarom oddawanie kipiącego wrzątku do podstawianych filiżanek. To było zresztą moje pierwsze spotkanie z "żywym", działającym samowarem. W moim rodzinnym domu na Wiejskiej stał wielki, platerowy, srebrny samowar na specjalnym stoliku przy kredensie, ale pełnił jedynie funkcję ozdoby. Nigdy nie widziałem go czynnego.<br> Naszej "zapoznawczej" herbatce towarzyszyła, nie siadając do stołu, osoba nader ważna w dawnej rosyjskiej rodzinie stara niania, żywcem tu przeniesiona z Czechowa, czy Turgieniewa: gruba, w drucianych okularkach na dobrodusznej, chłopskiej twarzy. Była poważną konkurencją dla samowara w roztaczaniu atmosfery "ujutności" i ciepła domowego, których brakowało w zachowaniu oficjalnie nastrojonym