z uporem przynaglali się do marszu. Słońce dawno minęło południe, a upragnione arbuzy przyczaiły się gdzieś w spłowiałej dali. A może ich w ogóle nie było w tych stronach? Może to tylko legenda, wieść nie sprawdzona, którą jakieś licho przyniosło nad Ubagan? A teraz, kiedy wypuścili się i zabrnęli tak daleko, kręcił nimi czort stepowy, jakaś mongolska maszkara zwodząca nieroztropnych wędrowców na manowce, w głuszę i śmierć głodową... Zostaną po nich białe kości, wyprażone słońcem, i czaszki, z oczodołów których wybuja trawa. Zagubione, zapomniane na zawsze. Tylko czort nad nimi będzie chichotał na gorącym wietrze.<br>Niespodzianie otworzył się przed nimi widok